niedziela, 29 kwietnia 2012

Kobieta roku? Bo co?

Wiele z nas pracuje, zajmuje się domem (dziećmi) a dodatkowo studiuje, realizuje swoje hobby i Bóg jeden wie co jeszcze. Uważasz, że zasłużyłaś na tytuł kobiety roku? Z pewnością! Jednak raczej nią nie zostaniesz...

Chyba, że... jesteś modelką i jednocześnie prowadzisz program w komercyjnej telewizji (cóż za poświęcenie!) ewentualnie grasz w tenisa od dziecka i nagle stajesz się z celebrytką, bo promujesz jedzenie czekolady (wcześniej nie byłaś nominowana, bo nie zajmowałaś czwartego miejsca w rankingu najlepszych tenisistek świata) albo jesteś aktorką, która bo latach zmagań z tłuszczem wreszcie schudła i włożyła szpilki... (brawo!)

Między innymi takie kryteria trzeba spełniać wg miesięcznika Glamour (kupuje go głównie dla felietonów Prokopa <3) by zostać kobietą roku. Mieścisz się? Tak myślałam. Co z tego, że kobiety pracują na dwie zmiany żeby utrzymać rodzinę? Że łączą pracę z troską o dom i dzieci? Że dodatkowo  mają jeszcze jakimś cudem czas dla siebie? Nic, bo nikogo nie obchodzi matka, która nie jest twarzą marki "Loreal" lub nie ma swojej ulubionej torebki od Marca Jacobsa. Rok temu tytuł kobiety roku Glamour otrzymała Doda. Za co? Za "charyzmę i walkę z białaczką swojego partnera - Adama Darskiego - Nergala" (To naprawdę cytat, więc tu w tym miejscu pytam: Jak Doda walczyła z rakiem Nergala?)


Jaki w tym sens?
Nie odnalazłam go. Co więcej razi mnie kolejny konkurs dla celebrytów, którzy oczywiście ciężko pracują, jednak mają przy sobie gosposię, opiekunkę do dziecka i coraz częściej osobistego psychologa, bo czują się przytłoczeni popularnością...

Komu to potrzebne?
Nie mam pojęcia.

Moją osobistą kobietą roku w jednej są wszystkie kobiety zmagające się na codzień z wieloma przeszkodami, które mnie wydają się nie do przeskoczenia. Te cierpiące na nieuleczalne choroby, które mimo wszystko walczą i te, które tę walke wygrały dodając innym otuchy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz