
I tak się zaczyna. Jedna randka później druga, dalej długo długo nic i znów sms z adresem klubu, w którym aktualnie się znajduje. A co wtedy? Część z nas zostanie w domu, jednak kobieta, która szybko się "zakochuje" założy szpilki i wsiądzie w ostatni autobus tłukąc się przez pół miasta. Powodem, dla którego to robi jest nadzieja, że to właśnie ona będzie "tą jedyną", która będzie potrafiła zmienić tego Jamesa Bonda w idealnego kandydata na męża. Najcześciej jednak nic z tego nie wynika, ale ona dowiaduje się o tym ostatnia. Przeżywa katusze, kiedy trzeci dzień z rzędu nie odbiera telefonu i wariuje ze szczęścia kiedy nagle pojawia się w drzwiach jej domostwa z butelką wina. Nie przeszkadza jej nawet, że pachnie damskimi perfumami...
Jednak czy to rzeczywiście związek czy tylko ona traktuje tak tą znajomość? Raczej to drugie, i za każdym razem będzie sobie mówiła, że to ostatni raz. A kiedy już zda sobie sprawę, że ten James Bond rzeczywiście ma licencje na uwodzenie okaże się, że sąsiad spod czwórki też jest interesującym facetem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz