Śmiałam się. Myślałam: Te czasy już dawno minęły, to niewiarygodne! Okazuje się jednak, że nie koniecznie...
Gdy poznałam Aśkę byłyśmy jeszcze w gimnazjum. Chodziłyśmy razem na koncerty, plotkowałyśmy, śmiałyśmy się. Powiedziałabym, że to zwyczajna dziewczyna - zabawna, niezbyt nieśmiała, dobrze się uczyła. W szkole średniej nasze drogi się rozeszły, ale spotykałyśmy się co jakiś czas w wolnym czasie. Aśka w liceum poznała chłopaka - Filipa, z którym w klasie maturalnej zaszła w ciążę i wzięła ślub. "Zdarza się przecież -mówiłam- ale po co od razu ślub?" "Filip nalega, nie mogę mu odmówić" nie rozumiałam, ale przecież to nie była moja sprawa. Kiedy Aśka urodziła często do niej wpadałam i za każdym razem słyszałam, że jest zmęczona, bo do dziecka wstaje tylko ona, że sprząta, gotuje... "A co robi Filip?"- pytałam. "Wiesz, że pracuje i studiuje musi się przecież wysypiać". To zabawne, bo regularnie widywałam go na weekendowych imprezach... Pewnego dnia zapytałam o jej plany (miała iść na studia) szybko jednak urwała temat mówiąć, że Filip się nie zgadza, i że lepiej będzie jęsli już pójdę bo niedługo wraca z pracy, a ona nie skończyła jeszcze prasowania.
Pierwsze co przyszło mi do głowy to oczywiście, że ją bije lub zastrasza, bo przecież żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie da zrobić z siebie kury domowej. Kiedy przy następnej rozmowie delikatnie ją o to spytałam wybuchła śmiechem i nie mogła przestać się śmiać przez kilka minut. Wiedziałam już, że moje domysły są nielogiczne. Filip dbał o nią i dziecko. Spytałam więc dlaczego siedzi w domu, prasuje sprząta gotuje i we wszystkim wyręcza swojego męża? "Taka moja rola"- powiedziała z uśmiechem.
Zastanawiam się czy to może ze mną jest coś nie tak? Może całkowite poświęcenie dla rodziny, rezygnacja z wymarzonej kariery i życia towarzyskiego dla pieluch i prasowania koszul to klucz do szczęścia? Nigdy w to nie uwierzę...
Gdy poznałam Aśkę byłyśmy jeszcze w gimnazjum. Chodziłyśmy razem na koncerty, plotkowałyśmy, śmiałyśmy się. Powiedziałabym, że to zwyczajna dziewczyna - zabawna, niezbyt nieśmiała, dobrze się uczyła. W szkole średniej nasze drogi się rozeszły, ale spotykałyśmy się co jakiś czas w wolnym czasie. Aśka w liceum poznała chłopaka - Filipa, z którym w klasie maturalnej zaszła w ciążę i wzięła ślub. "Zdarza się przecież -mówiłam- ale po co od razu ślub?" "Filip nalega, nie mogę mu odmówić" nie rozumiałam, ale przecież to nie była moja sprawa. Kiedy Aśka urodziła często do niej wpadałam i za każdym razem słyszałam, że jest zmęczona, bo do dziecka wstaje tylko ona, że sprząta, gotuje... "A co robi Filip?"- pytałam. "Wiesz, że pracuje i studiuje musi się przecież wysypiać". To zabawne, bo regularnie widywałam go na weekendowych imprezach... Pewnego dnia zapytałam o jej plany (miała iść na studia) szybko jednak urwała temat mówiąć, że Filip się nie zgadza, i że lepiej będzie jęsli już pójdę bo niedługo wraca z pracy, a ona nie skończyła jeszcze prasowania.
Pierwsze co przyszło mi do głowy to oczywiście, że ją bije lub zastrasza, bo przecież żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie da zrobić z siebie kury domowej. Kiedy przy następnej rozmowie delikatnie ją o to spytałam wybuchła śmiechem i nie mogła przestać się śmiać przez kilka minut. Wiedziałam już, że moje domysły są nielogiczne. Filip dbał o nią i dziecko. Spytałam więc dlaczego siedzi w domu, prasuje sprząta gotuje i we wszystkim wyręcza swojego męża? "Taka moja rola"- powiedziała z uśmiechem.
Zastanawiam się czy to może ze mną jest coś nie tak? Może całkowite poświęcenie dla rodziny, rezygnacja z wymarzonej kariery i życia towarzyskiego dla pieluch i prasowania koszul to klucz do szczęścia? Nigdy w to nie uwierzę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz